Pięknie opowiada o literaturze, którą zna jak mało kto. Lubi pracę z ludźmi, organizowanie ciekawych spotkań i wyjazdów do placówek kulturalnych, a także wydarzeń artystycznych. Wanda Kantecka, z którą dzisiaj rozmawiamy na łamach „Pulsu”, jest aktywną wolontariuszką i członkiem Zarządu Stowarzyszenia Wejherowski Uniwersytet Trzeciego Wieku.
– Czy pochodzi Pani z Wejherowa?
– Nie jestem wejherowianką od urodzenia, Wejherowo poznałam w 1968 roku, bo tu mieszkał mój mąż – też nie rodowity wejherowianin. Na kaszubską ziemię przybył z rodzicami z Poznańskiego w 1960 roku. Pochodzę z województwa łódzkiego. W Łodzi ukończyłam filologię polską na tamtejszym uniwersytecie.
– Jak zatem poznaliście się z panem Maciejem?
– Spotkaliśmy się na obozie studenckim w Karpaczu, a po studiach spędziliśmy razem dziesięć lat na Żuławach. Pracowaliśmy w szkole średniej w Nowym Dworze Gd., bo tam otrzymaliśmy mieszkanie. Kolejne mieszkanie, tym razem spółdzielcze w Wejherowie, uzyskaliśmy w 1979 roku po dziewięcioletnim oczekiwaniu. Od tego roku jestem mieszkanką i zarazem miłośniczką zarówno Wejherowa jak i naszego regionu.
– Po raz pierwszy zetknęła się Pani wówczas z Pomorzem?
– Nie, moje dzieciństwo i młodość związane były z Gdańskiem i Malborkiem, w których spędzałam wakacje u mieszkających tu braci mojej mamy. Pamiętam nawet śródmieście Gdańska w ruinach.
– W Wejherowie pracowała Pani w nieistniejącej już Szkole Podstawowej nr 3. Jak Pani wspomina ten okres pracy zawodowej?
– Dobrze się czułam zarówno jako wychowawca młodzieży, jak i młodszych dzieci. Ze powodu problemów ze strunami głosowymi zrobiłam uprawnienia do pracy w bibliotece i na emeryturze pracowałam jeszcze jako nauczyciel-bibliotekarz m.in. w byłym Studium Medycznym. W szkole nr 3 prowadziłam koło teatralne, przygotowywałam z młodzieżą i dziećmi przedstawienia i programy artystyczne. Należało to też do moich obowiązków w Studium Medycznym. Moją pracę zawodową przerwał w 2003 roku wypadek męża, w wyniku którego doznał nieodwracalnych urazów mózgu. Przez blisko dziewięć lat pozostawał pod całodobową opieką rodziny, bez logicznego kontaktu z otoczeniem.
– To musiał być dla Pani cios…
– To był wielki cios dla mnie i moich bliskich a także dla środowiska szkolnego. Mąż Maciej Kantecki był człowiekiem aktywnym zawodowo i społecznie. Prowadził szeroką działalność sportową nie tylko wśród młodzieży, ale i wśród dorosłych, propagując zdrowy, aktywny tryb życia. Był jednym z inicjatorów i organizatorów Biegu Belfrów, później przekształconego w Bieg Ofiar Piaśnicy. Działał w Związku Nauczycielstwa Polskiego, organizując imprezy sportowe i turystyczne, zawody, zloty turystyczne, wycieczki. Wspierałam męża w tych działaniach i brałam udział w imprezach turystyczno-sportowych. Ze względu na obowiązki zawodowe i wychowanie trójki dzieci na co dzień miałam ograniczone możliwości, ale razem jeździliśmy z młodzieżą na letnie obozy wędrowne, jeździliśmy też na rowerach po okolicznych lasach. Do dzisiaj aktywnością sportową zarażona jest cała moja rodzina.
– Jak zatem spędza Pani czas aktywnie?
– Niemal codziennie jeżdżę na rowerze, to moja pasja, lubię pływać i wędrować z kijkami.
– Wejherowianie nie zapomnieli o Macieju Kanteckim, ponieważ co roku odbywają się biegi Jego imienia.
– Tak, po śmierci męża w 2012 roku w Zespole Szkół Ponadpodstawowych nr 1, gdzie pracował, powstała inicjatywa organizowania otwartych biegów przełajowych pod nazwą Memoriał Macieja Kanteckiego. Odbyło się pięć wrześniowych biegów, przerwanych przez epidemię. W ostatnim biegały moje wnuki i dwóch zięciów.
– A co Panią interesuje poza aktywnością fizyczną.
– Moją wielką namiętnością od dzieciństwa są książki. Czytałam z obowiązku i przyjemności wszystkie lektury dla klas średnich i podstawowych. Bardzo lubię klasykę, przede wszystkim utwory Conrada, W.Hugo, U.Eco, M.Bułhakowa, całą wielką literaturę rosyjską. W wakacje odrabiałam zaległości w nowościach.
Na emeryturze mam więcej czasu na nowszą literaturę, przeczytałam większość książek Olgi Tokarczuk, bardzo ją cenię, podziwiam szczególnie za „Księgi Jakubowe”, czytam też wiele reportaży. Bardzo lubię poezję, niezmiennie wracam do Gałczyńskiego i Staffa, a obecnie cenię przede wszystkim wiersze Szymborskiej i ks.Twardowskiego. Na stronie Biblioteki Miejskiej w Wejherowie mamy grupę „Wejherowo czyta”, w ramach której wymieniamy uwagi związane z czytelnictwem. Moje lektury są w dużej mierze związane z moją działalnością wolontariacką , szczególnie w Wejherowskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku.
– Od dawna jest Pani wolontariuszką w tym stowarzyszeniu?
– W trzecim roku opieki nad niepełnosprawnym mężem skorzystałam z propozycji podjęcia wykładów z literatury na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Chciałam odreagować codzienne stresy. Tymczasem tkwię w tym już piętnasty rok! Przez te lata prowadziłam zajęcia z historii literatury, językoznawstwa i kultury języka. Realizowałam różne cykle tematyczne, m.in. „Polszczyzna znana i nieznana”, ”Mitologia i Biblia jako źródła kultury europejskiej”, „Arcydzieła literatury światowej”, ”Rozwój dramatu na przestrzeni wieków”, „Dzienniki i pamiętniki pisarzy polskich”. Drugi rok przerwany pandemią omawialiśmy „Dzieje polskiego reportażu”.
– Wiem, że nie były to tylko wykłady dla studentów WUTW.
– Nie tylko. Organizowałam spotkania z twórcami naszego regionu wycieczki, np. do Muzeum Żeromskiego w Gdyni Orłowie, a także wspólne wyjścia do kina i wyjazdy do trójmiejskich teatrów. Odkąd mamy w Wejherowie wspaniałą Filharmonię Kaszubską korzystamy z jej oferty, niestety z oczywistych powodów nie teraz. Współpracowałam z Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej, gdzie braliśmy udział w zwiedzaniu wystaw i prelekcjach pracowników muzeum o tematyce literackiej, historycznej i etnograficznej.
– Jest Pani również zaangażowana w spotkania literackie i artystyczne w wejherowskich bibliotekach, rzadziej jako uczestniczka, a częściej jako współorganizatorka i osoba prowadząca.
– Owszem. Słuchacze WUTW są nie tylko czytelnikami, ale uczestniczą licznie w różnych imprezach kulturalnych i spotkaniach tam organizowanych, w które również bardzo się zaangażowałam. W Bibliotece Powiatowej powstała grupa teatralno-poetycka „Pod Sową”. Zaczęło się od przygotowanych przeze mnie comiesięcznych „Słodkich wieczorów poezji”. Wielu seniorom pozwoliło to zrozumieć i polubić poezję, ujawniły się też talenty recytatorskie. Włączamy się również w organizację Nocy Bibliotek, Narodowego Czytania oraz okolicznościowych uroczystości, przygotowując inscenizacje. Drugi już rok prowadzę Dyskusyjny Klub Książki, którego spotkania odbywają się obecnie online.
Z kolei w Miejskiej Bibliotece w Wejherowie powstała uniwersytecka grupa teatralna „Srebrna Nitka”. Włączam się w niektóre realizacje, m.in. w wirtualną inscenizację wierszy dla dzieci, a ostatnio czytanie prac nagrodzonych w konkursie „Powiew Weny”. Wcześniej wystąpiłam w spektaklu przygotowanym wspólnie z biblioteczną grupą „Errata” na podstawie „Requiem Piaśnickiego” Macieja Tamkuna.
– Za swoją szeroką działalność w naszym mieście w 2013 roku otrzymała Pani Nagrodę Prezydenta Wejherowa. Czy były inne nagrody? Czy są one powodem do radości?
– Oprócz Nagrody Prezydenta Miasta cenię sobie bardzo Nagrodę Starosty Wejherowskiego „Serce Wolontariusza” i nagrody rzeczowe Prezydenta i Starosty z okazji X-lecia WUTW. Ważne są też dla mnie liczne dyplomy i podziękowania, to zawsze dodatkowa satysfakcja, choć najważniejsze jest zadowolenie słuchaczy, a głównie naszych seniorów.
– Wiem, że pomaga Pani piszącym seniorom, a czy sama Pani pisze?
– Pomagam niektórym piszącym koleżankom i kolegom, ale to są raczej jakieś podpowiedzi i językowa korekta, natomiast sama piszę tylko scenariusze do naszych inscenizacji. Dla wnuków napisałam trochę wspomnień i opowiadań z dzieciństwa, nawet jedno z tych opowiadań znalazło się w jednym z dawniejszych zbiorów „Powiewu Weny”. Jednak pisanie nie wciąga mnie zbytnio, wolę robić coś z ludźmi i dla ludzi.
– Wspomniała Pani o wnukach. Czy może Pani zdradzić coś o rodzinie?
– Mam kochającą rodzinę, która jest moim największym skarbem. Głównie rezerwuję dla nich wakacje, bo moje trzy córki są nauczycielkami. Mam sześcioro wnucząt w dużej rozpiętości wieku, od trzydziestu do sześciu lat, toteż doświadczam różnorodnych przyjemności z kontaktów z nimi. Jestem też już prababcią niespełna trzyletniej Julki. Wnuki to moja duma i radość!
Żyje jeszcze moja dziewięćdziesięciopięcioletnia mama, która jest praprababcią Julki a ja się chwalę pięciopokoleniową rodziną, która jest mi bardzo bliska.
– Pracuje Pani społecznie z wielkim zaangażowaniem. Co Pani daje ta aktywność?
– Mam wielką satysfakcję, że przez tyle lat moje zajęcia cieszyły się powodzeniem, że potrafiłam zainteresować seniorów różnych zawodów i stopnia wykształcenia, z wieloma jestem zaprzyjaźniona. Zawsze z mężem mieliśmy grono serdecznych przyjaciół, z którymi jestem blisko do dzisiaj. Na Uniwersytecie poznałam wielu ciekawych ludzi, zawiązałam serdeczne więzi. Szkoda, że epidemia przeszkodziła nam w kontynuowaniu licznych zajęć, spotykamy się jedynie w małych grupach w plenerze.
– Dziękuję za rozmowę
Anna Kuczmarska