Prusacy na Kaszubach

Ciekawe, choć tragiczne losy niemieckiej rodziny Westphalów, mieszkającej od 1795 w okolicach Luzina, opisał w swojej najnowszej książce Włodzimierz Zaczek. Tym razem pisarz zmierzył się z tematyką historyczną, opartą na faktach.  Ukazuje pięćdziesięcioletni wycinek z życia rodziny na tle burzliwych wydarzeń politycznych i przemian społecznych. Pokazuje losy ludzi, którzy żyli tu naprawdę, ciężko pracowali, przyjaźnili się lub spierali, przeżywali strach, miłość, radość. Bohaterami powieści „Prusacy” są Polacy i Niemcy, żyjący obok siebie na Kaszubach.

 

Autor i okładka jego książki, wydanej w tym roku przez Wydawnictwo „Bernardinum” w Pelplinie. Poniżej fragment grobu Augustyna Westphala oraz jego synów: Waltera i Hugona. Wszyscy trzej zginęli 7 września 1939 roku przed własnym domem, z rąk hitlerowców.

„Nie ma złych narodów, są tylko źli ludzie…” – głosi motto książki.  Mieszkający w Luzinie Włodzimierz Zaczek opisał relacje między Niemcami i Polakami, przez wiele lat żyjących obok siebie w zgodzie, mimo, że różniła ich narodowość i wyznanie.
Wojna wszystko zmieniła i wyzwoliła w ludziach najgorsze cechy. Tragedię przeżyły rodziny kaszubskie i niemieckie, bo wszyscy opłakiwali zabitych przez hitlerowców bliskich.
Kolejną gehennę przeżyli, kiedy w 1945 roku weszły na Pomorze wojska radzieckie, traktujące rodowitych mieszkańców nie lepiej niż hitlerowcy. Zło pojawiło się także pośród dawnych sąsiadów, bo niektórzy okazali się zawistni i chciwi, chętnie sięgając po cudzą własność, kosztem nieszczęścia innych ludzi.

CUDEM OCALONY
Głównym bohaterem książki „Prusacy” jest urodzony w 1903 roku Otton Westphal, Niemiec, ożeniony z Kaszubką, Moniką. Dobry i pracowity człowiek, z miłości do żony i wbrew woli rodziców przeszedł na katolicyzm, a jego siedmioro dzieci chodziło do polskiej szkoły. Mimo że w czasie okupacji pomógł wielu Polakom,  okrutny los zgotowali mu sowieccy wyzwoliciele, widzący w nim tylko Niemca.
Otton cudem przeżył tułaczkę o głodzie oraz ciężkie więzienie, aby prosto z celi śmierci, dzięki pomocy życzliwych ludzi powrócić do Milwina, a właściwie Milwińskiej Huty, jak dawniej nazywała się niewielka osada. Tam stał (i stoi do dzisiaj) jego rodzinny dom – gospodarstwo Augustyna i Marthy Westphalów, które po wojnie prowadził Otton z rodziną. Doczekał się siedmiorga dzieci. Zmarł podobnie jak jego żona Monika w latach osiemdziesiątych XX wieku i spoczywa na cmentarzu w Luzinie.
Grób jego ojca,  Augustyna i dwoch młodszych braci, zastrzelonych w pierwszych dniach wojny przez Niemców (!) znajduje się na cmentarzu w Smażynie, niedaleko kościoła, do którego chodzili Westphalowie. Był to jedyny w okolicy kościół ewangelicki, a oni byli protestantami.

DAWNE ŻYCIE
W książce Włodzimierza Zaczka poznajemy wielu dawnych mieszkańców Luzina, Milwina i okolic, m.in. sołtysa Adolfa Kossa, przyzwoitego człowieka, który zmarł tragicznie z winy sowieckich „wyzwolicieli”, a także szanowanego i zasłużonego księdza Mieczysława Sumińskiego.
Czytając „Prusaków” przyglądamy się życiu  społeczności, a zwłaszcza wielodzietnej rodziny, w której wszyscy ciężko pracują, a dzieci rywalizują o miejsce przy misce z ciepłą strawą. Dowiadujemy się o stosunkach, panujących na wsi, o zwyczajach i nastrojach.

WSPOMNIENIA
Skąd autor, który nie pochodzi z gminy Luzino, bo wychowywał się w Wejherowie, ma takie wiadomości? Skąd zna zdarzenia, których opisu próżno szukać w książkach i dokumentach?
– Moja żona Adela, której zadedykowałem tę książkę,  jest wnuczką Ottona Westphala, córką jego córki Elżbiety – wyjaśnia Włodzimierz Zaczek. – Zainteresowałem się ciekawą historią rodzinną. Korzystałem z informacji i wspomnień mojej teściowej, ale także wielu innych osób. Cieszę się, że mogłem je przelać na papier i w jakimś stopniu odtworzyć świat, którego już nie ma. Dodałem odrobinę opartej na faktach fikcji literackie, bo książka ma formę powieści.
Dodatkowym jej walorem są rodzinne zdjęcia oraz dialogi w trzech językach, po polsku, kaszubsku i niemiecku. Pojawia się tam jeszcze język rosyjski, którym posługują się żołnierze radzieccy. Czytelnik może być jednak spokojny, ponieważ obok niemieckojęzycznych i kaszubskich zdań nie zabrakło tłumaczenia na polski.
Włodzimierz Zaczek zadał sobie nie tylko ten trud. Czytając jego powieść i zawarte w niej szczegółowe informacje historyczne i nie tylko (są np. ceny mięsa czy pszenicy z początku XX wieku) widać, jak starannie przygotował się do jej napisania. Wystarczy zresztą spojrzeć na bogatą bibliografię.
„Prusacy” to fragment historii Kaszub, zwłaszcza gminy Luzino. Polecamy ją nie tylko mieszkańcom tej gminy, bo ciekawe losy bohaterów i zwroty akcji, napisane przez życie, wciągają jak sensacyjna powieść.
Anna Kuczmarska

Pisanie, podróże i praca w ogrodzie
Włodzimierz Zaczek 20 lat pracował w Straży Pożarnej. Potem prowadził własną firmę. Pisaniem zajął się na dobre dopiero na emeryturze. Jest autorem książek:  „Ocalony” i  „Była sobie gmina” i  „Dziki kraj”. Kolejne pozycje, przygotowane do druku czekają na wydanie.  Książki „Był sobie kraj” oraz „Była sobie planeta” poruszają tematy współczesne, zawierając m.in. opowiadania satyryczne.
Najnowszym pomysłem, nad którym pracuje obecnie pan Włodzimierz, jest powieść roboczo zatytułowana „Menel”, opowiadająca o bezdomnym, który zaopiekował się porzuconym niemowlęciem. Ta historia oparta jest na prawdziwych tragicznych wydarzeniach sprzed kilku lat.
Fakt, że w dojrzałym wieku pan Włodzimierz rozpoczął karierę pisarza nie jest jedynym zaskakującym zwrotem w jego życiu. W wieku 48 lat podjął studia prawnicze i skończył je po pięciu latach. Obok książek i innych zainteresowań, pasją pana Włodzimierza jest praca w ogrodzie oraz podróże.

Komentarzy (0)
Dodaj komentarz