Nie kandyduję, ale popieram
Rozmowa z Krzysztofem Sokołowskim, współwłaścicielem Kancelarii Prawno-Windykacyjnej, który w poprzednich wyborach samorządowych kandydował na prezydenta Wejherowa.
– Mimo, że wycofał się Pan z lokalnej polityki, interesuje się pan kampanią wyborczą.
– Oczywiście, podobnie jak większość mieszkańców miast, wsi i gmin, w których odbędą się niebawem wybory samorządowe. Od nich bardzo wiele zależy, m.in. to, jak nam się będzie dalej żyło. Tym razem nie kandyduję ani na prezydenta ani na radnego, ale przyglądam się kampanii i mam swoje spostrzeżenia. Mam też swojego faworyta w wyścigu do fotela prezydenta Wejherowa. Jest nim Krzysztof Hildebrandt, jedyny poważny kandydat.
– A inni kandydaci?
– Patrząc na osoby, które biorą udział w obecnej kampanii, stwierdzam, że jest to pełna egzotyka. Dziwię się kontrkandydatom, że podjęli rywalizację, nie mając odpowiedniego przygotowania, poważnych argumentów, przekonywującego programu. Nie mają niczego, czym mogliby zagrozić pozycji obecnego prezydenta i jego szansom na ponowny wybór. Rozdrapywanie ran, szukanie dziury w całym, odwoływanie się do niedoskonałości budżetu, ataki personalne – to niepoważne zachowanie, żeby nie powiedzieć śmieszne. To uwłacza godności tych osób, które startują na ten urząd.
– Demokracja polega na rywalizacji o urząd, dzięki czemu mieszkańcy będą mieli rzeczywisty wybór.
– Owszem, ale uważam, że wszyscy, którym zależy na rozwoju Wejherowa powinni raczej zawiązać wspólny front poparcia dla prezydenta, w kontekście tego, co robi od kilkunastu lat dla miasta. Mam wrażenie, że cztery lata temu, kiedy startowałem w wyborach na prezydenta Wejherowa dochodziło do merytorycznych dyskusji. Poruszaliśmy trudne tematy, było trochę uszczypliwości, ale była faktyczna kampania wyborcza. Teraz mamy kampanię dezinformacji dla społeczeństwa i antyreklamy dla ludzi, którzy występują przeciw prezydentowi.
– Dlaczego?
– Bo nie potrafią wskazać w swoich programach tego, co rzeczywiście chcą zmienić. A dlaczego? Bo niczego nowego nie wymyślili. Jeśli ktoś mówi: zbudujmy nowe drogi, zróbmy więcej chodników, więcej ścieżek rowerowych, to mnie to śmieszy, bo wszystkie tego rodzaju zadania i tak się wykonuje planowo od wielu lat. Wystarczy spojrzeć na nasze miasto, przejść ulicami, zobaczyć co się dzieje w infrastrukturze, nie mówiąc już o parku. To, że akurat zakończono inwestycję i uruchomiono ciąg pięknych fontann na kanale parkowym, że otwarto ścieżkę spacerową, prowadzącą do Filharmonii – to nie jest gest przedwyborczy, tylko wykonanie planowych inwestycji.
– Ktoś mógłby powiedzieć, ze inny prezydent będzie prowadził podobne inwestycje i upiększał miasto.
– Jak patrzę na kandydatów, to nie chciałbym żyć w tym mieście, jeśli któryś z nich byłby prezydentem. Nie chodzi o to, że się przyzwyczaiłem się do Krzysztofa Hildebrandta, że popieram i zgadzam się ze wszystkim co robi i mówi obecny prezydent. Nikt nie jest idealny, każdy popełnia jakieś drobne błędy, zawsze można krytycznie spojrzeć na różne przedsięwzięcia, ale musimy pamiętać, jakimi pieniędzmi dysponujemy, co mieści się w zakresie budżetu i jaka jest wieloletnia strategia rozwoju miasta.
– Jakie są Pana zdaniem największe bolączki Wejherowa.
– Pietą achillesową tego miasta są tory kolejowe, dzielące Wejherowo na dwie części. Niełatwo poradzić sobie ze skomunikowaniem części miasta, o czym mówiłem cztery lata temu. Budowa tuneli, wiaduktów, węzłów to nie są decyzje tylko miejskie, ale również urzędu wojewódzkiego, urzędów centralnych; to są potężne pieniądze.
Można opowiadać bajki o estakadzie i wielkich tunelach, ale trudniej rozwiązać ten problem. Nie wiem, czy obecna koncepcja połączenia drogowego osiedla Sikorskiego z główną drogą krajową spełni oczekiwania mieszkańców, ale jakąś alternatywę trzeba stworzyć.
Dodam jeszcze, że przydałoby się porozumieć z koleją, żeby otwarcie barier następowało szybciej. Wszystkich denerwuje opieszałość dróżników czy innych osób zawiadujących ruchem pociągów. Nie może być tak, że pociągi nie jadą, a sznur samochodów z jednej i drugie strony przejazdu piętrzy się. Tak dzieje się na przykład przy targowisku miejskim, gdzie czasem stoi się po 20 minut w korkach.
– W poprzedniej kampanii reprezentował Pan Sojusz Lewicy Demokratycznej. Jak pan po kilku latach ocenia tę stronę politycznej sceny?
– Wywodzę się z lewicy, ale wystąpiłem z tej formacji politycznej. Mam tylko osobiste przyjacielskie kontakty z czołowymi politykami tej partii i nie tylko. Dziwię się, że wejherowska lewica pod przewodnictwem Aleksandra Lewandowskiego szybko zapomniała, co miasto zrobiło m.in. dla tej partii, jakie było otwarcie się urzędu na SLD pomimo wielkich różnic światopoglądowych, ideologicznych, programowych. Miasto otwierało podwoje dla naszych gości z kraju i zagranicy. Zawsze mogliśmy liczyć na pomoc władz miasta. Uważam, że pojawienie się przedstawicieli lewicy w grupie przeciwników prezydenta to duży błąd – dyplomatyczny, taktyczny, stricte ludzki. Powinno się oceniać prezydenta nie po jego sympatiach politycznych, ale po tym, co zrobił i nadal robi dla miasta i jakim jest człowiekiem.
– Na czym pana zdaniem opiera się silna pozycja Krzysztofa Hildebrandta?
– Oprócz widocznych gołym okiem ulic, parkingów, tras rowerowych, nowych obiektów itp. trzeba powiedzieć wyraźnie, że prezydent od wielu lat nie był zamieszany w żadną aferę, nikt mu niczego nie udowodnił, bo działa zgodnie z literą prawa. Nagonka na władze miasta, personalne ataki w stosunku do Bogusława Suwary, sekretarza miasta, krytyka prezydenta Piotra Bochińskiego i wiele innych rzeczy, które dzieją się na sali obrad Rady Miasta, to są żenujące zachowania. Te wybory i tak potwierdzą że najlepszym kandydatem na prezydenta jest Krzysztof Hildebrandt.
Apeluję, żeby się mocno zastanowić nad poparciem dla kontrkandydatów. Najlepiej przeczytać i zobaczyć, co faktycznie nowego wnoszą ich programy, które są często powieleniem tych samych haseł. Apeluję do niezdecydowanych, których jest ok. 20 procent lub więcej, żeby poparli merytorycznie prezydenta, żeby nie dali się zwieść wspaniałym ulotkom i uśmiechniętym twarzom z plakatów, bo to do niczego nie doprowadzi. Chodzi o to, żeby prezydent po ponownym wyborze kontynuował zadania i plany, które idą w dobrym kierunku.
– Urzędujący prezydent musi mieć poparcie w Radzie Miasta. Bez tego trudno skutecznie rządzić miastem.
– Następne cztery lata są dla miasta bardzo ważne. To muszą być lata spokoju, lata gdzie opcja prezydencka w urzędzie musi mieć większość, dlatego mam prośbę do mieszkańców, żeby głosować na radnych z bloku prezydenckiego. Ta większość da możliwość spokojnego rządzenia i realizowania ambitnego programu dla miasta i dla nas mieszkańców.
– Rozumiem, że Pana zdaniem Wejherowo rozwija się i zyskuje na znaczeniu?
– Jestem tego pewien. Prowadzę z żoną kancelarię, która ostatnio rozszerza działalność, zmienia image oraz profil zainteresowań rynkami. Od kilku lat dużo podróżujemy, spotykamy się zagranicą z wieloma kontrahentami na różnych kontynentach, a jeżdżąc po świecie jesteśmy ambasadorami Wejherowa. Prowadzimy działalność w Redzie, ale mieszkamy w Wejherowie, więc promujemy nasze miasto. Nasi partnerzy często wchodzą na stronę internetową i sprawdzają, skąd przyjechaliśmy. Wszyscy są pozytywnie zaskoczeni, gdy oglądają Wejherowo na zdjęciach. Mamy opinie z dalekich, często egzotycznych stron, że miasto jest piękne i zadbane, ma tradycje i historię, sięgająca XVII wieku. Możemy być z tego dumni.
– Co chciałby Pan zmienić w Wejherowie?
– Skupię się na Urzędzie Miasta. Moim zdaniem dobrym pomysłem byłoby stworzenie przy prezydencie doradczego ciała społecznego, spotykającego się nieodpłatnie, gdzie dyskutowano by o najbardziej palących problemach miasta. Taką radę, wspierającą prezydenta mogłyby tworzyć osoby z różnych środowisk, mające doświadczenie i pomysły. Bardzo ważne, żeby prezydent miał wsparcie w kręgach biznesu, lokalnych polityków, żeby nie czuł tylko oddechu opozycji na swoich plecach.
– Czy budowa takich obiektów, jak Filharmonia Kaszubska opłaca się?
– Nasze miasto jest biedne w grunty, nie ma możliwości przyciągnięcia przedsiębiorców, tak jak gmina Wejherowo, która ma tereny inwestycyjne. Włodarze Wejherowa muszą szukać innych możliwości rozwoju. Powstanie Filharmonii pokazało, że to jest wspaniała forma podniesienia prestiżu i promocji miasta. Wejherowo stało się wiodącym miastem na Kaszubach i na Pomorzu. To jest bardzo istotne i faktycznie można powiedzieć, że Filharmonia jest pomnikiem mieszkańców miasta skupionych na jego rozwoju, popierających obecne władze. To powód też do zastanowienia się dla opozycji, która rwała sobie szaty jak Rejtan, żeby do tego nie dopuścić. Co osiągnęliście panowie? Od początku byłem zwolennikiem tego przedsięwzięcia, ale przyznam że przerażała mnie skala inwestycji.
Sądziłem, że można uczynić pewne oszczędności przy budowie. Jednak życie zweryfikowało te obawy. Potwierdziło się, że nie można czegoś zrobić połowicznie, albo się coś robi na sto procent, albo lepiej nie zaczynać takich przedsięwzięć.
– Nie miał Pan ochoty ponownie kandydować?
– Nie, mam inne plany, chociaż ostatnio zawiesiłem starania o funkcję konsula honorowego Mołdawii, ze względu na konflikt rosyjsko-ukraiński. Cieszę się z dynamicznego rozwoju naszej firmy, mamy szereg ważnych do realizacji planów. Poprzednie wybory i moje kandydowanie dało mi impuls do przemyśleń, a nawet wewnętrznych pozytywnych przemian. Co najważniejsze, mam poparcie mojej kochającej żony Joanny.
Anna Kuczmarska