Czy Bokserski pójdzie siedzieć?

Opowiadania polityczne Dr. Pulsa - odcinek 5

Sfarko, Orłowski i Bokserski popijając jak zawsze tanią whisky czekali na Wielkiego Dewelopera. Atmosfera w szajce była wręcz wisielcza, więc alkohol znikał szybkiej niż zwykle.

 

Bokserski chodził nerwowo po pokoju mrucząc sam do siebie:
– Co to będzie, co ja teraz zrobię, ale wtopa…
Sfarko siedział przy stole tuląc szklankę z whisky i prawie płacząc powtarzał:
– Teraz się jeszcze okaże, że w naszej bojówce jest przestępca. Przecież nas ludzie rozjadą!
Oczy zrobiły mu się wilgotne i mazgaj dodał głośniej:
– Co będzie z gazetą?!
Nikt nie odpowiadał, bo odpowiedzi były tylko smutne … Orłowski siedział bez ruchu i gapił się tępo przed siebie, co akurat w jego przypadku nie odbiegało od normy.
Upiliby się pewnie do razu na smutno, gdyby pewnym krokiem nie wszedł do pokoju Wielki Deweloper, jak zwykle bez pukania i słowa powitania. Usiadł tradycyjnie na nieco za małym dla niego krześle, które nie pierwszy raz niebezpiecznie zaskrzypiało pod ciężarem (czy kiedyś nie wytrzyma?). Za nim wszedł Gruby Mecenas, ale że zabrakło krzeseł, to grzecznie stanął krok za krzesłem swojego pryncypała.
– Co to za afera? Co się tu do cholery dzieje? – rzucił krótko Wielki.
Bokserski się zatrzymał, ze strachu na wszelki wypadek dwa kroki od szefa, i patrząc w podłogę wymamrotał niepewnym głosem:
– Szefie, jest … jakby to powiedzieć, mam, to znaczy mamy duży problem. Będę miał zarzuty prokuratorskie za oszustwo… nie wiem czy nie będę miał wyroku …
Zapadła cisza tak głęboka, że słychać było tylko, jak mazgający się Sfarko pociąga nosem. Trwało to kilka sekund, które jednak wydawały się tak długie, jak akt oskarżenia wobec Bokserskiego. W tym czasie twarz Wielkiego Dewelopera zmieniła kolor na świnkowo-różowy, gdyż nagły skok ciśnienia wepchnął mu krew do głowy. Mina zdradzała niedowierzanie, a potem narastającą wściekłość. Pieści zaciskały mu się same, więc Bokserski cofnął się jeszcze o krok. Gdyby stolik, przy którym siedzieli miał swoją świadomość, to pomimo sztywnych nóg też uciekłby zapewne, gdyż Wielki w szale zwykł walić pięścią właśnie w stół.
Nie mówiąc, a sycząc przez zęby, Wielki Deweloper cedził słowa:
– Za co ja wam płacę? Robimy zamach na burmistrza Mikołaja, mamy go opluć, kłamać, oczerniać, słowem zniszczyć, a ten baran Bokserski ładuje się w taką aferę z oszustwem? Kto nam teraz uwierzy? I tak było słabo z tą naszą wiarygodnością, bo argumenty marniutkie, wszystko naciągane, odgrzewane kotlety sprzed 10 czy 20 lat.
Wielki kręcił głową z irytacją:
– Nie, nie, to tak nie może być! Przecież ja na tych hektarach na rzeką dalej będę mógł krowy pasać, a nie bloki budować. Musimy usunąć Mikołaja, bo on mi nie zmieni tego planu nad rzeką. Tam jest do zarobienia dwadzieścia milionów. Tyle kasy, tyle kasy…
Wielki Deweloper na moment się zamyślił. Być może oczami wyobraźni oglądał sztapel stu tysięcy banknotów z nadrukiem „200” składający na owe dwadzieścia milionów, gdyż nagle wstąpił w niego duch bojowy.
– Gruby, chodź tu! – rozkazał.
Gruby Mecenas ochoczo podszedł do stołu, gdyż od tego stania zaczęły mu puchnąć nóżki. Brzuch naciskał z góry, a skórzane buciki uciskały z dołu. Mecenas lubił się podobać, a że wygląd musiał nadrabiać strojem, to w luźnych trampkach nie chodził.
– Słuchaj, zajmiesz się sprawą Bokserskiego! Może się uda coś ściemnić w prokuraturze – polecił Wielki Deweloper – I zawezwij mi zaraz znajomego Działacza Jedynie Słusznej Partii. Może coś tam przytrzyma… Tylko żeby z tego zdjęć na fejsbuka nie wrzucał – dodał z ironią.
– A wy wyrobnicy wracać do brudnej roboty w internecie, bo wypłaty nie będzie. Nagonka musi trwać! – Wielki Deweloper rozkazał Sfarce, Orłowskiemu i Bokserskiemu – Pamiętajcie, co mówił Goebbels: „Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”. W końcu wmówimy mieszkańcom, że burmistrz Mikołaj jest zły.
W tym momencie Orłowski powrócił ze swojej umysłowej wyprawy w nieznane, ożywił się z tępego bezruchu, w którym tkwił od początku spotkania i z bolszewickim zapałem zakrzyknął:
– Tak jest szefie! Będziemy szczuć na Mikołaja, szczuć i jeszcze raz szczuć!
– Jak prawdziwa szczujnia! – dorzucił z błyskiem w oczach Sfarko, nie chcą być gorszym bolszewikiem od Orłowskiego. Poza tym wręcz panicznie bał się utraty źródła utrzymania, gdyż nigdzie na stałe nie pracował.
– Jak trzy szczujnie! – dodał Bokserski, który czuł, że wraca do łask, a Wielki Deweloper zaopiekuje się nim niczym mafijny boss.
– No! I to mi się podoba – podniósł do góry palec Wielki Deweloper i wyszedł, a za nim podreptał Gruby Mecenas na swoich umęczonych nóżkach.
Hejtowanie burmistrza na fejsbuku musiało jednak zaczekać. Zwyczajnie przegrało z alkoholem. Libacja skończyła się na nad ranem. Sfrako i Orłowski pocieszali przy butelce Bokserskiego, że jak pójdzie siedzieć, to będą mu paczki do więzienia przynosili. Ten wyraz zbójeckiej solidarności chyba nie przekonał Bokserskiego, któremu w pijanym widzie śniły się kraty… A kiedy minął upiornie trzeźwy świt, skacowani hejterzy zasiedli, jak co dzień, do komputerów.

Ciąg dalszy nastąpi….

Dr Puls

P.S. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe oraz niezamierzone. Opowiadanie jest wizją literacką.

Zostaw komentarz

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.