Maluję piękne kaszubskie krajobrazy
Rozmowa z Teresą Uzdrowską – malarką, poetką, społecznikiem, wejherowianką od urodzenia, mieszkanką Śmiechowa
– Jest Pani bardzo aktywną osobą, uczestniczącą w wielu wydarzeniach kulturalnych i uroczystościach w naszym mieście. Teraz, latem można Panią spotkać na wejherowskim rynku, gdzie w gronie innych artystów maluje Pani obrazy. Czy zainteresowanie malowaniem pojawiło się już w młodości?
– Nie, moje artystyczne pasje, wśród których malowanie zajmuje najważniejsze miejsce obudziły się kilkanaście lat temu, dokładnie w 2007 roku. Kiedy poczułam potrzebę malowania, zapisałam się do Stowarzyszenia Artystów Plastyków i Rękodzieła „Kunszt” w Redzie, gdzie uczestniczyłam w warsztatach malarskich. W 2013 roku zaangażowałam się w działalność wejherowskiego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Uczestniczę w różnych wydarzeniach i uroczystościach tej organizacji, ale przede wszystkim udzielam się artystycznie. Obecnie jestem prezesem Stowarzyszenia Plastyków ZK-P w Wejherowie im. Stefana Lewińskiego, zasłużonego malarza.
– Czym zajmuje się stowarzyszenie?
– Organizujemy warsztaty, plenery, wystawy, podczas których staramy się propagować piękno Ziemi Kaszubskiej, przyrody, architektury, kultury. Od siedmiu lat prezentujemy naszą twórczość podczas letnich warsztatów na rynku.
– Co Pani najchętniej maluje?
– Tematami moich obrazów są m.in. pejzaże kaszubskie oraz portery. Maluje też obrazy religijne, m.in. kopię ikony Matki Bożej Częstochowskiej oraz Figurę Matki Bożej Królowej Polski w Śmiechowie, która jest mi szczególnie bliska.
– Z Figurą, która stoi u zbiegu ulic Gdańskiej i Świętopełka, przy głównej trasie komunikacyjnej w Wejherowie związana Pani rodzina. Opowiada Pani o tym w książce Mirosława Lademanna pt. „Figura Matki Bożej Królowej Polski w Śmiechowie”. W tej dzielnicy mieszka Pani od urodzenia?
– Tak, mieszkam na posesji, gdzie stał nasz rodzinny dom. Pierwszy dom w tym miejscu zbudowali moi dziadkowie – Maria i Jan Piwniccy. W 1935 roku otrzymali oni w Śmiechowie działkę ogrodową i tam zamieszkali. Wychowali tam sześcioro dzieci, w tym moją mamę Annę. W tym samym domu mieszkali moi rodzice, a ja się w nim wychowałam. W obecnym domu, zbudowanym na tej posesji mieszkam z moim synem i synową.
– Czy wspomnieni dziadkowie mieli kaszubskie korzenie?
– Nie, dziadek urodził się w Warszawie, a babcia była Niemką z okolic Olsztyna. Najpierw mieszkali w Działdowie, a w 1933 roku przeprowadzili się do Wejherowa. Dziadek był społecznikiem, należał do Towarzystwa Ogródków Działkowych, angażował się w działalność w parafii oraz w życie nowego, rozwijającego się osiedla. Był jednym z inicjatorów postawienia w Śmiechowie Figury Matki Bożej Królowej Polski, zbierał fundusze na zrealizowanie tego pomysłu, bo figurę zbudowano ze składek mieszkańców osiedla. Kiedy już stanęła, moja babcia Maria podjęła służbę przy dzwonie, do którego chodziła trzy razy dziennie i dzwoniła na Anioł Pański.
Po jej śmierci w 1968 roku tego zadania podjęła się jej synowa, Wiktoria Piwnicka. Kiedy zmarła w 2016 roku, służbę przy Figurze przejęła jej córka, moja kuzynka, Janina Pustelnik aż do śmierci w 2019 roku.
– Ze wspomnianej publikacji M. Lademanna dowiedziałam się, że Pani rodzina została wyrzucona z domu i z Wejherowa przez Niemców.
– Tak, ponieważ dziadek był patriotą, który w 1939 roku odmówił przyjęcia niemieckiej listy narodowościowej. Mieli jednak szczęście, bo kiedy esesmani popędzili ich pieszo na dworzec w Wejherowie i stłoczyli z innymi wysiedlonymi w pociągu, żołnierze Wermachtu zatrzymali ten pociąg i odesłali ich z powrotem do domu.
Niestety, w maju 1940 roku rodzina dziadka jednak została wysiedlona do Lublina w Generalnej Guberni, a potem do Essen w Niemczech na roboty przymusowe. Do Polski, a potem do Śmiechowa wrócili w październiku 1945 roku.
To nie był jednak koniec ich problemów. Po wojnie Jan Piwnicki za obronę krzyża w szkole został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i przesiedział kilka miesięcy w areszcie na ul. Kopernika. Po powrocie nie doszedł już do siebie. Zmarł w 1955 roku.
– Wspomniała Pani, że Figura Matki Bożej w Śmiechowie jest Pani szczególnie bliska.
– Do Matki Bożej Królowej Polski chodziłam w dzieciństwie z babcią Marią i to ona zaszczepiła mi szacunek do Figury. Kiedy po latach zaczęłam malować i pisać, moje wiersze oraz obrazy poświęcałam m.in. Figurze w Śmiechowie. Za namową śp. ks. Zygmunta Malińskiego, byłego proboszcza parafii NMP Królowej Polski, napisałam też kronikę Figury. Poza wieloma faktami, które znałam z opowiadań dziadków i mamy, zebrałam wiele nowych wiadomości od rodziny, sąsiadów i innych mieszkańców Śmiechowa. Przy tej figurze odbywały się m.in. nabożeństwa majowe i różańcowe, przez wiele lat prowadzone przez moją ciocię Wiktorię Piwnicką. Mieszkańcy Śmiechowa gromadzili się w tym miejscu i modlili, stanowiąc jedną rodzinę. Wszyscy się znali, wspierali, trzymali razem. Ta piękna historia z czasów mojego dzieciństwa i młodości mówi nam o znaczeniu Figury Matki Bożej w Śmiechowie. Tymczasem właśnie w tym miesiącu mija 85. rocznica jej postawienia.
– Pani zainteresowania historią Wejherowa, a zwłaszcza Śmiechowa, dotyczą też Szkoły Podstawowej nr 5, której kronikę Pani napisała.
– Bardzo zależy mi na upamiętnieniu historii naszej dzielnicy i jej mieszkańców, ale także ważnych placówek, do których należy szkoła. Funkcjonowała ona najpierw w baraku obok Figury Matki Bożej. W tym budynku, który postawiono zaraz po wojnie było też przedszkole. Mieszkańcy zabiegali o budowę w tym miejscu kościoła, ale nic z tego nie wyszło. Dowiedziałam się, że w latach powojennych odprawiono tam nawet Pasterkę dla mieszkańców Śmiechowa. Znalazłam zdjęcia tego baraku, a nawet go namalowałam. Obraz przekazałam szkole nr 5.
– W 2019 roku została Pani uhonorowana Medalem „Za Zasługi dla Powiatu Wejherowskiego”, o czym pisaliśmy na łamach „Pulsu Wejherowa”. Czy to wyróżnienie przyniosło Pani satysfakcję?
– Oczywiście, jestem z niego bardzo dumna. Uroczyste wręczenie medalu odbyło się w Miejskim Domu Kultury w Rumi podczas wernisażu mojej wystawy pt. „Malowane marzeniami”. Wyróżnienie wręczyli mi: wicestarosta wejherowski Jacek Thiel i wiceprzewodniczący Rady Powiatu Bogdan Tokłowicz w obecności Sekretarza Miasta Bogusława Suwary oraz prezesa ZKP Mirosława Gaffki.
Wystawa w Rumi była kolejnym miejscem, gdzie mogłam zaprezentować swoje prace. Uczestniczyły one także w wielu innych wystawach, zarówno lokalnych, krajowych jak i międzynarodowych. Tego rodzaju wydarzenia artystyczne również są powodem do dumy i satysfakcji. Bardzo się cieszę, że mogę prezentować moje obrazy, które podobają się odbiorcom.
– Oprócz malowania i pisania wierszy, a także spisywania historii obiektów i wydarzeń w Śmiechowie, ma Pani jeszcze inne zainteresowania? Jak Pani lubi spędzać wolny czas?
– Od kilku lat morsuję w gronie przyjaciół i znajomych, a jesienno-zimowe kąpiele z pewnością dodają energii. Latem biorę udział w plenerach malarskich, niedawno wróciłam z kilkudniowego spotkania w kaszubskiej Stężycy. Grupa malarzy upodobała sobie również Dębki, gdzie spotykamy się dwa, trzy razy w roku i malujemy piękne nadmorskie pejzaże. Poza tym wolny czas chętnie spędzam z moją rodziną.
– Czy może Pani powiedzieć więcej o najbliższych?
– Mam dwoje dorosłych dzieci: córkę Alicję Hebel i syna Daniela Szlagowskiego, a także czterech wnuków i czterech prawnuków. Jest też synowa Jolanta i zięć Andrzej. O tym jak ważna jest dla mnie rodzina świadczy fakt, że byłam organizatorką rodzinnych zjazdów, napisałam też krótką sagę rodu Piwnickich. Staram się pielęgnować pamięć o dziadkach, którym poświęciłam album.
– Wiele osób przez wiele lat znało Panią jako Teresę Szlagowską. To nazwisko nosi również Pani syn i synowa.
– Owszem, tak nazywał się mój pierwszy mąż Czesław Szlagowski, a nazwisko Uzdrowska mam po drugim mężu, Alfonsie. Niestety, dwukrotnie zostałam wdową.
– Dziękuję za rozmowę.
Anna Kuczmarska