W odległej części cmentarza Sfarko, Orłowski i Bokserski czekali na Wielkiego Dewelopera przestępując z nogi na nogę, gdyż wraz z zapadającym zmierzchem zrobiło się chłodniej. Dyskutowali o tym, dlaczego szef kazał im przyjść wieczorem w takie miejsce.
– Pewnie chodzi o konspirację, aby nikt nas nie widział. Tylko co się stało? – zastanawiał się Sfarko z lekkim niepokojem w głosie.
Wszyscy bali się gniewu Wielkiego Dewelopera. Wiedzieli, że ostatnio był wściekły, gdyż jego Stefek w Czerwonych Spodenkach poniósł sromotną porażkę. Zresztą oni też byli smętni i wkurzeni z tego powodu, bowiem to był cios w cały układ, którego przecież byli częścią. Dopiero niedawno wyleczyli kaca, po tym jak upili się na smutno po tej porażce. Rozglądając się wymownie po cmentarzu Orłowski z przekąsem zauważył:
– Przynajmniej nie będzie walił pięścią w stół jak zawsze.
Wielki Deweloper zwykł to robić w furii, budząc strach w podwładnych. Nagle natychmiast zamilkli z nadzieją, że nikt nie słyszał ostatniego zdania.
– Wśród was jest zdrajca! Nasz spisek został odkryty! – rzucił zamiast „dzień dobry” Wielki Deweloper wychodząc zza drzewa i dysząc zasapany, gdyż od parkingu był kawałek drogi i w dodatku troszkę pod górę. Po chwili, już wyraźniej, mówił nerwowo:
– Na mieście już mówią, że robimy zamach i chcemy obalić burmistrza Mikołaja. Ludzie się jakoś szybko połapali i wiedzą, że wam płacę za hejt w internecie, ataki i oczernianie burmistrza, bo nie chce mi pomóc z budowie bloków na rzeką i boi się powodzi. Gazetkę też łączą z moją kasą. A najgorsze, że odkryli, iż dogadaliśmy się z Jedynie Słuszną Partią i ta nasyła prokuraturę i telewizje na Mikołaja. Przecież wiecie, że ja się nimi brzydzę. Teraz ludzie po kątach podśmiewują się ze mnie.
Ta obawa o własne ego szczególnie mocno dotknęła Wielkiego Dewelopera, więc syknął:
– To który do cholery kłapał za dużo dziobem!?
Atmosfera błyskawicznie tak zgęstniała, iż zdawało się, że nawet komary zaczęły omijać ten zakątek cmentarza.
– Ja nie, ja nie! – prawie łkając wyrwał się pierwszy Sfarko i z grymasem obłędu na twarzy mamrotał – Pan nie może mi tego zrobić! Za co ja będę żył?!
Sfarko dostał z nerwów jakichś spazmów i machał rękami jak wiatrak, czym wzbudził popłoch wśród ptaków, które na gałęzi najbliższego drzewa już prawie spały.
– Wariat! – pomyślał Wielki Deweloper, przy czym nie był tą myślą specjalnie zdziwiony. Ponieważ na wspomnianym drzewie trwało już sporo zamieszanie, obawiając się dekonspiracji w wieczornej ciszy cmentarza, Wielki Deweloper powiedział wyrozumiale tonem mafijnego boss-a:
– No dobrze, dobrze! Wierzę ci. Tylko nie rób już stracha na wróble.
Sfarko po chwili się uspokoił, co jednak nie przekonało do końca ptaków, gdyż przekrzywiając łepki podejrzliwie spoglądały na Sfarkę. W końcu takiego cudaka tu jeszcze nie widziały.
Wielki Deweloper spojrzał wymownie na pozostałych.
– No co pan? To nie ja! Panie Prezesie, przecież Pan wie, ja każde świństwo zrobię Mikołajowi … – zapewniał gorączkowo Orłowski, zaś Bokserski dorzucił z zapałem bolszewika walczącego z kułakami: …. i każdą podłość, powiem każde kłamstwo! Pan mnie przecież widział w telewizji!
– Oczywiście jak będzie kasa – pomyśleli Orłowski i Bokserski wymieniwszy porozumiewawczo spojrzenia, ale woleli tego głośno nie mówić w trosce o stan pobliskich nagrobków, które mógłby się nie oprzeć szałowi Wielkiego Dewelopera, bo jak wiadomo stołu do walenia weń pięścią nie było.
– No to kto? – drążył Wielki Deweloper i prowokacyjnie, przy tym ze złośliwością zdradzającą swoją rzeczywistą ocenę, zapytał – Może Radna Co Zmieniła Zdanie, nasza miłośniczka mieszkań i fuch wszelakich dla rodziny?
– No niby wie wszystko, ale ona nosi tylko gazety – bronił Radnej Bokserski.
Myśli Sfarki, Orłowskiego i Bokserskiego nagle podążyły w tym samym kierunku i wymownie spojrzeli na szefa.
– No co wy? Na pewno to nie Gruby Mecenas! Jemu zależy tylko na kasie, zrobi wszystko – zapewnił Wielki o lojalności i dyskrecji swojej prawej ręki, czyli Grubego.
– Nie, to nie on, przecież zabrałbym mu klucz do mojego pałacowego basenu, a to największa kara – pomyślał w duchu Wielki Deweloper, ale głośno już tego nie powiedział, co by reszty nie drażnić swoim pałacem, do którego ich przecież nie zapraszał.
Atmosfera zaczęła przypominać zebrane partii bolszewckiej, podczas którego szukano zdrajców Wielkiej Komunistycznej Sprawy. Każdy był podejrzany, nikt nikomu nie ufał i każdy – nawet najbardziej niewinny – mógł zostać natychmiast zlinczowany.
Snując domysły i teorie spiskowe na temat zdrajcy, cmentarne towarzystwo przypominało sobie o jeszcze jednym gościu, na którego czekali. W ferworze dyskusji zupełnie o nim zapomnieli. Oczywiście on również stał się od razu podejrzany.
– Mógłby już być, spóźnia się. Przecież musimy wracać do komputerów, trzeba wyrobić normę – zauważył Sfarko, zdając sobie sprawę, że brudna robota na fejsbuku czeka. Orłowskiemu i Bokserskiemu zaświeciły się oczy i wszyscy trzej zatarli ochoczo ręce do roboty, gdyż hejtowanie burmistrza Mikołaja, jak też innych, nie tylko było źródłem dobrego dochodu, ale sprawiło przyjemność, co zapewne wynikało z ich mrocznych charakterów.
Niedaleko dał się słyszeć znajomy głos:
– Halo, jest tu kto? Gdzie jesteście?
I po chwili zza drzewa, równie zdyszana i zasapana, jak pół godziny temu Wielki Deweloper, wyłoniła się znana postać:
– A tu żeście się schowali, konspiratorzy! Musimy pogadać….
Ciąg dalszy nastąpi….
Dr Puls
P.S. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe oraz niezamierzone. Opowiadanie jest wizją literacką.