Dwadzieścia milionów do zarobienia

Opowiadania polityczne Dr. Pulsa – odcinek 1

Sfarko, Orłowski i Bokserski siedzieli nad butelką taniej whisky, czekając niecierpliwe na gościa. Dziś był dzień wypłaty. Nagle, bez pukania i słowa powitania, pewnym krokiem wszedł do pokoju Wielki Deweloper. Usiadł na nieco za małym dla niego krześle, które niebezpiecznie zaskrzypiało pod ciężarem i niedbałym ruchem rzucił na stół zwitek stuzłotowych banknotów spiętych gumką. Zwitek w kształcie walca potoczył się na środek stołu, a Sfarce i kolegom zaświeciły się oczy. Jednak Wielki Deweloper zdecydowanym ruchem ręki przysunął pieniądze do siebie, wywołując wśród obecnych konsternację.

– Płaciłem i płacę wam za to, żebyście zniszczyli burmistrza Mikołaja. Jak dobrze wiecie, muszę się go pozbyć, bo nie chce mi pomóc w interesach. Mieliście go oczerniać na każdym kroku – te słowa Wielki Deweloper wypowiedział wolno i dobitnie tak, aby zostały zapamiętane, a następnie wyraźnie wzburzony mówił coraz głośniej i szybciej: – A wy wypisujecie jakieś pierdoły w internetach! To wszystko jest słabe, argumenty marniutkie, ludzie w to nie wierzą. I do tego cały czas to samo, odgrzewane kotlety. Ostatnio czytałem historie sprzed 10 czy 20 lat. Nie potraficie nic mądrzejszego i wiarygodnego wykombinować?
Na koniec, z grymasem irytacji na twarzy, Wielki Deweloper uderzając w stół, aż szklanki z whisky się zatrzęsły, prawie krzyknął:
– Ja płacę wam za efekty!
Zapadła cisza. Pierwszy zaczął Sfarko. Mówił słabym głosem, ze spuszczonym wzrokiem, przełykając ślinę z wrażenia:
– Panie Prezesie, ależ szczujemy na Mikołaja gdzie się da i jak się da. Donieśliśmy do prokuratury. To nie jest takie proste, przecież Pan wie, że to wszystko nieprawda i naciągane. Nasz zaprzyjaźniony Działacz Fejsbukowy Fotoamator po partyjnych układach załatwił w końcu to śledztwo.
– Podobnie w telewizjach. Zrobiliśmy prawdziwą nagonkę. Ile to razy nadawałem na burmistrza? Cały czas do tych redaktorów wydzwaniam i coś tam ściemniam – zerkając na pieniądze wsparł kolegę Bokserski, przy okazji próbując przypisać sobie większe zasługi w oczach Wielkiego Dewelopera. Dodał z lekką drwiną: – Niektóre redaktorki to tylko za sensacją gonią, mało ich interesuje jak jest naprawdę. A dla nas to dobrze, bo przecież chodzi o to, aby cały czas o tym mówili, prawda? Płaci Pan za gazetkę i tu też …
– Czepiamy się wszystkiego! – wciął się w pół zdania Orłowski, który poczuł się pominięty w dyskusji. – Jak Mikołaj coś zrobi to zawsze piszemy, że źle zrobił. A jak nic nie zrobi, to piszemy, że źle, bo nie zrobił i tak w kółko, he he – zaśmiał się Orłowski. – Zawsze jakąś dziurę w całym znajdziemy, może być Pan pewien!
– Taaa, a na koniec robią z was durniów i musicie usuwać własne posty. Wychodzicie na oszustów, a w najlepszym razie na oszołomów! Zresztą, szczerze mówiąc, to nie wiem co gorsze … – podsumował z kpiną w głosie Wielki Deweloper, po czym patrząc w oczy rozmówcom, zaczął mówić bardziej pojednawczo, nieco ciszej i takim tonem jakby chciał zachować tajemnicę:
– Chłopaki, mam hektary na rzeką, gdzie dziś mogę sobie krowy pasać, a nie bloki budować. Do zarobienia jest dwadzieścia milionów. Obiecałem wam premie jak obalimy burmistrza. Jest się o co szarpać – tu Wielki Deweloper zrobił pauzę dla podkreślenia powagi sytuacji i aby spiskowcy oczami wyobraźni zobaczyli kasę. – Mikołaj nie chce mi zmienić planu, dlatego trzeba go załatwić. Nie musicie się bać, że tam nad tą rzeką może być powódź albo ludzie się wkurzą. Spokojnie! Jak w końcu usuniemy Mikołaja i wsadzimy swojego burmistrza, to ten ugra temat dla mnie. Po sprzedaży mieszkań to nie będzie przecież moje zmartwienie, tylko burmistrz musi teraz przymknąć oko, a Mikołaj nie chce. Musicie się bardziej starać.
– Nie takie numery ojciec robił – dodał pojednawczo z uczuciem ulgi Sfarko, który wyczuwał, że ciśnienie już schodzi.
Patrząc uważnie na rozmówców Wielki Deweloper wolnym ruchem przesunął zwitek banknotów na środek stołu i powiedział łagodnie:
– Pieniądze dla was, zgodnie z umową.
Sfarko, Orłowski i Bokserski wlepili wzrok w pieniądze. Trwało to chwilkę, a z bezruchu wyrwało ich polecenie:
– Kolejne spotkanie za miesiąc o tej samej porze i w tym samym miejscu – wydał dyspozycję jak z kiepskiego filmu szpiegowskiego Wielki Deweloper i wyszedł bez pożegnania udając się do swojego pałacu.
Miał on dość pogardliwy stosunek do Sfarki, Orłowskiego i Bokserskiego, których uważał za wyrobników wynajętych do brudnej roboty. Nie zapraszał ich na pałacowe salony, co by – jak to się kiedyś mówiło – błota mu nie wnosili. Wstęp do pałacu miał natomiast będący prawą ręką Wielkiego Dewelopera Gruby Mecenas. Osobnik ów upodobał sobie zwłaszcza pałacowy basen i Archimedesa. Zgodnie z prawem tego greckiego filozofa w basenowej wodzie Gruby Mecenas tracił na wadze. Co prawda pozornie, ale choć na chwilę poprawiało mu to samopoczucie.
Tymczasem Sfarko, Orłowski i Bokserski dzielili otrzymane pieniądze zgodnie ze zbójeckim zwyczajem: jeden banknot dla ciebie, drugi dla ciebie, trzeci dla mnie i tak dalej w kółeczko. Wprawiło ich to w dobry i bojowy nastrój. Skończyli butelkę whisky i już mocno podchmieleni hejterzy zasiedli do swoich komputerów. Jak co dzień, brudna robota czekała.

Ciąg dalszy nastąpi….
Dr Puls

P.S. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest przypadkowe oraz niezamierzone. Opowiadanie jest wizją literacką.

Zostaw komentarz

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.