Została tylko Antarktyda
Biegał po Chińskim Murze, po piaskach Sahary i stromych zboczach Mount Everest. Uczestniczył w wielu maratonach w Polsce i na świecie. Ostatni wyczyn mieszkańca Rumi, Tadeusza Szewczaka to Maraton Miasta Rio de Janeiro, który odbył się lipcu br.
– Rio De Janeiro jest jeden z największych i najbardziej popularnych maratonów w Ameryce Południowej. Startują w nim zawodnicy z całego świata – mówi Tadeusz Szewczak. – Jestem zadowolony z ukończenia tego biegu, za co otrzymałem piękny medal. Cieszę się, że dotarłem do stolicy Brazylii po długiej i męczącej podróży. Wrażenia i widoki na trasie maratonu ulicami Rio de Janeiro były niesamowite.
SPEŁNIONE MARZENIE
Jak mówi pan Tadeusz, najważniejsze są marzenia, a jego marzeniem było przebiegniecię maratonu w Rio. Dla mieszkańca powiatu wejherowskiego, który mieszka i pracuje zagranicą, to był maraton na szóstym z kolei kontynencie.
– Do zdobycia korony ziemi w maratonach został mi siódmy kontynent, Antarktyda, na który jestem zapisany w 2015 roku – wyjaśnia pan Tadeusz. – Jeśli zdrowie dopisze, to mam szansę obchodzić 60. urodziny właśnie tam.
MARATOŃCZYK
Pan Tadeusz cały wolny czas przeznacza na treningi oraz na wyjazdy na kolejne imprezy sportowe. Udział w maratonach to jego pasja.
A wszystko zaczęło się stosunkowo niedawno, bo w 2000 roku od biegania w lesie w Rumi, głównie po to, żeby pozbyć się nadwagi i poprawić kondycję. Patrząc na szczupłą sylwetkę pana Tadeusza, aż trudno uwierzyć, że był mężczyzną o sporych rozmiarach. Mniej więcej po roku rekreacyjnego i prozdrowotnego biegania, T. Szewczak wystartował w maratonie w Pucku i nieoczekiwanie dla siebie został maratończykiem. Polubił nie tylko bieganie, ale też sportową rywalizację. Podróże umożliwiła mu praca zawodowa.
Dawny pracownik gdyńskiej stoczni, wyjechał budować statki do dalekich i egzotycznych Chin. Zarówno na jednej z chińskich wysp, gdzie spędza większość roku, jak i podczas urlopów Polsce, pan Tadeusz codziennie biega.
– Wstaję o czwartej rano i biegam po górach, podziwiając przyrodę i wspaniałe widoki, a po powrocie idę na ósmą do pracy – mówi rumianin. – Lubię też ćwiczenia na siłowni i jazdę na rowerze. Odkąd biegam i aktywnie spędzam czas, nie mam problemów zdrowotnych.
CHIŃSKI MUR I HIMALAJE
T. Szewczak dwukrotnie uczestniczył w maratonie Great Wall na Chińskim Murze, gdzie pokonał rywali w swojej kategorii wiekowej i zajął drugie miejsce w generalnej klasyfikacji. Przebiegł też trasę maratonu olimpijskiego w Pekinie po zakończeniu igrzysk w 2008 roku.
Biegał także w Tenzing Hillary Everest Marathon, u stóp najwyższej góry świata. W Nepalu, gdzie na pokrytych śniegiem zboczach ustawiono namioty uczestników biegu, spędził cztery dni.
Ekstremalną kamienistą trasę najwyżej na świecie rozgrywanego maratonu (ponad 5 tys. m npm) przebiegł w 7 godzin i 11 minut. W ogólnej klasyfikacji zajął szóste miejsce, a w swojej kategorii wiekowej (50-60 lat) był najlepszy. Był jedynym polskim uczestnikiem tej imprezy.
– Widoki były wspaniałe, zarówno w dzień, jak w nocy, kiedy wydaje się, że ośnieżone góry świecą – opowiada pan Tadeusz. – Przez cały czas jedliśmy tylko ziemniaki i warzywa, tak jak miejscowa ludność, która nie ma w jadłospisie mięsa. Na szczęście nie brakowało kawy.
MÓWILI, ŻE NIE DAM RADY…
Obok miejscowych Szerpów, w maratonie wzięli udział Amerykanie, mieszkańcy Nowej Zelandii, ale także krajów europejskich, na przykład Irlandii.
– Bieg był bardzo ciężki, dlatego nie wszyscy go ukończyli – mówi maratończyk z Rumi. – Sam chwilami ledwo dawałem radę, ale miałem dobre przygotowanie. Gdy ukończyłem maraton z bardzo dobrym czasem, odczuwałem niesamowitą satysfakcję i radość. Zwłaszcza, że wcześniej koledzy odradzali mi tę wyprawę. Mówili, że nie dam rady, że nie zdaję sobie sprawy z czekającego mnie wysiłku. Udowodniłem im i sobie, że to możliwe.
Poza Azją, Tadeusz Szewczak brał udział w maratonach w Europie i Australii, a także w Ameryce Północnej i w Afryce.
CIĘŻKA TRASA NA PUSTYNI
Dwa lata temu wyruszył chyba na najtrudniejszą trasę Maraton Sahara, który co roku ściąga zawodników z całego świata. To katorżnicza trasa, ale ta sportowa impreza ma dodatkowy cel – zwrócenie uwagi na trudny los ludności tej części Afryki, żyjącej w obozach na pustyni. Część pieniędzy, uzyskanych od uczestników (wpisowe), organizatorzy przeznaczają NP. na budowę szkoły.
– Bieg po pustyni był bardzo trudny. Cały czas piasek, słońce i od czasu do czasu przechodzące w pobliżu stadko dzikich wielbłądów – wspomina maratończyk. – Temperatura sięgała 29 stopni Celsjusza, wiał dość silny wiatr. Ale wytrzymałem, pokonując trasę w zaskakująco krótkim czasie 4 godzin 40 minut i 32 sekund. Na mecie czułem ogromne zmęczenie, ale i satysfakcję.
Ta wymagająca dyscypliny pasja, a także ambicja i niespożyta energia sprawia, że 59-letni sportowiec wciąż podejmuje kolejne wyzwania. Tak jak zaplanował, zapewne pobiegnie za rok maraton na Antarktydzie, czego mu życzymy.
Anna Kuczmarska