Pokonała wiele przeszkód, dzisiaj pisze o tym piosenki
Rozmowa z Wiesią Szypelt, mieszkanką Wejherowa, utalentowaną wokalistką i autorką piosenek, laureatką konkursów, w tym pierwszego miejsca na Międzynarodowym Konkursie „Talents of Europe” w Hiszpanii.
– Czy jest Pani wejherowianką od urodzenia?
– Niestety nie, a szkoda że nie mieszkałam tu w dzieciństwie, bo Wejherowo daje dużo możliwości jeśli chodzi o rozwój artystyczny. Jako bardzo młoda osoba na pewno bym z tego skorzystała. Urodziłam się w Redzie, w czasie studiów mieszkałam w Słupsku i w Gdańsku, a w Wejherowie mieszkam już trzeci rok i bardzo chwalę sobie to miasto. Uwielbiam też przebywać w Warszawie, gdzie miewam dodatkowe zlecenia artystyczne. Stolica daje energię do działania, natomiast gdy wracam do Wejherowa – wyciszam się i skupiam na twórczości.
– Czy od dziecka lubiła pani śpiewać, a może grać na instrumentach?
– Muzykę kocham od zawsze! Gdy miałam około 6 lat, zobaczyłam teledysk w małym, czarnobiałym telewizorze i …kompletnie straciłam głowę dla muzyki. Tańczyłam, śpiewałam, dawałam domowe „koncerty”. W przedszkolu były zajęcia muzyczne i pierwsze występy na scenie, którą uwielbiałam, pomimo, że z natury jestem nieśmiała. Od początku wiedziałam, że sztuka wymaga ciężkiej pracy i uparcie tworzyłam swoje piosenki. W tamtym czasie krótko uczyłam się gry na pianinie, a przez kolejne lata samodzielnie ćwiczyłam gamy, pasaże, rozczytywałam utwory według wskazówek mojego pierwszego nauczyciela. Dopiero na studiach muzycznych mogłam się kształcić u znakomitych pedagogów. To był najlepszy czas w moim życiu.
– Gdzie i co Pani studiowała?
– Jestem absolwentką Akademii Muzycznej w Gdańsku oraz Akademii Pomorskiej w Słupsku na kierunku Edukacja Artystyczna w zakresie sztuki muzycznej. Niestety, mimo nalegań mojego nauczyciela pianina, w dzieciństwie nie posłano mnie do szkoły muzycznej. A to mogło być przeszkodą w realizacji moich marzeń. Na szczęście, w odpowiednim momencie dowiedziałam się o studiach w Słupsku, potem w Gdańsku. Zdałam egzaminy i mogłam studiować ukochaną muzykę.
– Czy poza zdobyciem konkretnego wykształcenia i zawodu, miała Pani możliwości występowania na scenie, przede wszystkim śpiewania?
– Okazało się, że mam z tym wielki problem. Podczas studiów nie byłam w stanie stanąć na scenie z powodu stresu. Bałam się, że wszystkich zawiodę. Teraz już wiem, że za dużo od siebie wymagałam. Z czasem, mimo stresu, pracowałam nad sobą i podejmowałam nowe wyzwania. Chciałam przełamać swój strach przed występami publicznymi. W ten sposób wypracowałam w sobie ogromny spokój i wiarę w siebie. Mogę powiedzieć, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy, by móc spełniać swoje marzenia. Może dlatego, dzisiaj pomagam ludziom w przezwyciężaniu przeszkód w ich rozwoju artystycznym. Dla mnie nie ma słowa „niemożliwe”. Jeśli czegoś chcemy, to trzeba działać.
Swoje doświadczenie zdobywałam latami i inwestowałam w siebie. Kiedy dowiedziałam się o możliwości zdobycia doświadczenia na planie produkcji muzycznej w Krakowie, pojechałam w ciemno. Tak właśnie znalazłam się na teledysku Krzysztofa Zalewskiego „Miłość, miłość”. To była wspaniała przygoda. Nie mogę też nie wspomnieć o zespole Non Stop z Gdyni, z którym występowałam śpiewając polski bigbit na dużych scenach.
– Pracuje Pani z dziećmi lub młodzieżą?
– Tak, jestem trenerem wokalnym w Szkole Muzycznej Yamaha w Wejherowie. Mam cudownych uczniów, kocham patrzeć jak rozwijają się pod moimi skrzydłami. Prywatnie jestem również mentorem artystycznym, pomagam ludziom rozwijać ich potencjał twórczy. Obecnie pracuję z osobami w różnym wieku, a ostatnio coraz więcej dorosłych chce rozwijać swoje pasje. To mnie bardzo cieszy!
– Jest Pani wokalistką i autorką. Jakie piosenki Pani proponuje swoim słuchaczom?
– Piszę po prostu o tym co czuję, o swoich doświadczeniach i emocjach, czasem bardzo trudnych. Prosty tekst, prosty aranż, pianino – tyle mi wystarczy. Cieszę się, że mogę wyrażać siebie w sztuce, to bardzo potrzebne. Moje piosenki dotyczą przemiany, zmian, pracy nad sobą. Zdarza się, że dostanę wiadomość, że moja piosenka komuś pomogła. To jest dla mnie największa nagroda. Chcę dawać ludziom coś od siebie, pokazywać, że można walczyć o swoje marzenia. Wcześniej eksperymentowałam, poszukiwałam swojego stylu. Śpiewałam m.in. rock, bigbit, klasykę, piosenkę aktorską, musicalową. Ale najlepiej czuję się w utworach na wokal i pianino. Wróciłam do sposobu śpiewania, przy którym się nie męczę, i który czuję całą sobą.
– Pani piosenek można posłuchać na youtube. Można też tam znaleźć mnóstwo pochlebnych opinii, co wcale mnie nie dziwi. Do muzycznych zachwytów dałabym jeszcze pochwałę za znakomitą dykcję. Wśród Pani prezentacji są oczywiście piosenki autorskie.
– Przyznaję, że moich autorskich piosenek jest tam na razie mało, ale z pewnością się poprawię. Jak na razie są m.in. piosenki „Tlen”, „W próżni” czy „Fioletowe rafy”, oraz moja ulubiona piosenka „Roztańczona mimochodem”, z którą udało mi się wygrać parę konkursów. Są też moje piosenki ze spektaklu „Mała Księżniczka” w reż. Alicji Araszkiewicz.
– No właśnie, skąd wziął się pomysł na udział w takich wydarzeniach?
– Pandemia i izolacja zmotywowały mnie do nowych działań i do rozwoju artystycznego. Przecież każda sytuacja, nawet ta zła, daje jakąś szansę, trzeba tylko to zauważyć. Nieco wcześniej zostałam laureatką Plebiscytu „Pokaż Talent” Dziennika Bałtyckiego, a potem również Trójmiejskiego Przeglądu Zespołów Muzycznych. Bardzo dobrze zostały odebrane moje autorskie piosenki. Wtedy poczułam, że moja muzyka może się komuś spodobać i zaczęłam szukać konkursów online, ponieważ obecnie tylko takie wydarzenia są możliwe. Kolejnym sukcesem było zwycięstwo w konkursie wokalnym Waszej Sceny Muzycznej, gdzie spodobała się moja piosenka „Roztańczona Mimochodem”.
Podczas dalszych poszukiwań trafiłam na konkurs na Litwie, gdzie z piosenką „Fioletowe rafy” zdobyłam Nagrodę Publiczności. Poczułam wtedy ogromnie wsparcie i to było najcenniejsze! W konkursie teledysk zdobył II miejsce. Potem udało mi się zająć III miejsce w Konkursie „Muzikos Talentu Lygos” na Litwie, ale w kategorii „musical and cinema songs”.
– Niedawno odniosła Pani większy sukces.
– Tak, na początku tego roku otrzymałam I nagrodę w finale dwuetapowego Konkursu Międzynarodowego „Talents of Europe” w Hiszpanii, gdzie zaprezentowałam piosnkę „Roztańczona Mimochodem”. To była ogromna radość. W planach mam udział w kolejnych konkursach, ale chciałabym również bardziej się skupić na tworzeniu i nagrywaniu piosenek. Co ciekawe, mój najintensywniejszy rozwój muzyczny zaczął się właśnie w czasie pandemii. Paradoksalnie, dzięki konkursom i wydarzeniom online, pojawiło się więcej nowych możliwości.
– Osobną Pani aktywnością jest udział w programach telewizyjnych. Można było zobaczyć Panią m.in. w takich produkcjach jak „Gliniarze”, „Rodzinny Interes”, „Ukryta Prawda”, „Na ratunek”. Jak Pani tam trafiła?
– To kolejna długa historia, ale mówiąc najkrócej, pojechałam do Warszawy na casting, musiałam odegrać zadaną mi scenkę. Uwielbiam improwizować, więc nie miałam z tym najmniejszego problemu. Występy przed kamerą to wspaniała przygoda, ale też konieczność zmierzenia się z ogromnym stresem, presją czasu. Z każdym kolejnym zleceniem zdobywałam coraz większą pewność siebie, poczułam się doceniona. Poza tym to ogromna frajda zobaczyć siebie na ekranie w różnych rolach. Podobnie było z moim udziałem we wspomnianym teledysku Krzysztofa Zalewskiego, chciałam po prostu zobaczyć jak kręci się teledyski. Nadal wspominam to jako wspaniałą przygodę.
– Występuje Pani również we własnych teledyskach…
– W przygotowywaniu teledysków do swoich piosenek wykorzystuję m.in. doświadczenia z Warszawy czy Krakowa. Udało mi się zrealizować teledysk retro pt. „Heaven” oraz teledysk do piosenki „Fioletowe rafy” wraz z Agencją Kreatywną Creo. Ostatnio z grupką dziewczyn nakręciłyśmy ujęcia do teledysku „Znajdę Łaka”. Wszystkie te produkcje reżyseruję sama, według własnego pomysłu.
– Są naprawdę interesujące, warto zajrzeć na youtube. Dziękując za rozmowę, życzę dalszych wspaniałych utworów i ciekawej, satysfakcjonującej twórczości.
Anna Kuczmarska