Co kryją stare strychy i piwnice…
Rozmowa z Marcinem Gniechem, pasjonatem historii Wejherowa, który ciekawych informacji, dokumentów oraz przedmiotów, związanych z historią miasta szuka od ponad 20 lat.
– Nie jest Pan historykiem, ale interesuje się Pan historią. Czy zawsze tak było? Czy historia była Pana ulubionym przedmiotem szkolnym?
– Nie jestem historykiem, bo to słowo jest zarezerwowane dla ludzi z potężną wiedzą, czasami wykraczającą poza wiedzę książkową a tym bardziej poza wiedzę internetową, która pochodzi właśnie z książek i publikacji. W szkole jak to w szkole, lubiłem przedmioty, które rozumiałem i które były łatwe, ale maturę pisałem właśnie z historii. Zawsze interesowałem się historią naszego miasta, ale nie z taką pasją jak obecnie.
– A kiedy pojawiła się prawdziwa pasja?
– Przełom nastąpił gdy mój tata dawno temu przyniósł z jakiejś piwnicy dwie walizki papierów, związanych z Wejherowem. Była tam masa rachunków, wystawionych przez różne wejherowskie firmy. Zacząłem szukać informacji o tych firmach, a przy okazji trafiłem na inne informacje, związane z miastem i tak to się zaczęło. Szukanie trwa już ponad 20 lat i co ciekawe, co jakiś czas pojawia się coś, co potrafi mnie zaskoczyć.
– Podczas spotkań Klubu Miłośników Wejherowa, którego jest Pan członkiem, wielokrotnie opowiadał Pan o ciekawych wydarzeniach z historii naszego miasta. Skąd Pan czerpie taką ponadprzeciętną wiedzę?
– Uważam, że wydarzenie jest wtedy ciekawe, kiedy zainteresuje słuchacza. Jeśli ktoś naprawdę słucha, zadaje pytania, a nawet – co dla mnie najważniejsze – czasem uzupełnia moje wypowiedzi, to wspólnymi siłami tworzymy fajny obraz jakiegoś wydarzenia. Cieszę się że na spotkania przychodzą ludzie którzy już brali udział w moich prelekcjach, bo to znaczy że ich nie zanudziłem. Oprócz Klubu Miłośników Wejherowa udzielam się też na Pomorskim Forum Eksploracyjnym (PFE), gdzie również dzielę się wiedzą jak i otrzymuję odpowiedzi lub podpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
Wiedzę w pierwszej kolejności czerpię z książek i publikacji o Wejherowie, korzystam z bibliotek cyfrowych, archiwów rodzinnych, z dokumentacji zgromadzonej w archiwach cyfrowych, a co najciekawsze ze wspomnień ludzi, z ich albumów rodzinnych i opowieści.
Dodatkowo, dzięki przychylności właścicieli, odwiedzam strychy i piwnice starych domów, bo tam jeszcze można poczuć historię miasta, a nawet ją znaleźć w formie papierowej. Jeśli ktoś ma stary strych i twierdzi, że na nim nic nie ma (tak przeważnie mówi właściciel strychu), to może się zdziwić, co ja tam znajdę…
– Czy poza Wejherowem interesuje Pana historia regionu lub innych miast?
– Nie, skupiam się na Wejherowie i to mi naprawdę wystarcza, bo materiałów jest bardzo dużo. Drugie tyle jeszcze czeka na odkrycie. Warto zaznaczyć że Wejherowo do lat 30-tych XX wieku było największym miastem na polskim Pomorzu, stolicą powiatu, a przez jakiś czas było zapleczem budującej się Gdyni. W związku z tym kilka ciekawych urzędów mieściło się w naszym mieście.
– Czy istnieje dziedzina ub temat, które pasjonują pana najbardziej?
– Interesuje mnie historia harcerstwa w Wejherowie, działalność Ochotniczej Kompani Harcerskiej lub jak podają inne źródła – ochotniczej kompani wejherowskiej, która istniała niecały miesiąc, ale znacznie się zasłużyła we wrześniu 1939 roku. Mój dziadek Alojzy Gniech był ochotnikiem OKH. Bardzo interesują mnie przedwojenni mieszkańcy miasta, ludzie znani i mniej znani, ich problemy, przynależności, a nawet konflikty z prawem. Ciekawi mnie, czy posiadali samochód czy nie, a jak już uda mi się to ustalić, staram się znaleźć numer rejestracyjny samochodu. Dowiedziałem się na przykład, że ksiądz Roszczynialski w 1934 roku miał auto osobowe o numerze rejestracyjnym PM 50280. Taka wiedza pozwala niekiedy rozszyfrować zdjęcie z tamtego okresu.
– A propos zdjęć, czy jest Pan również kolekcjonerem fotografii, starych pocztówek lub przedmiotów?
– Tak, zbieram lub kolekcjonuję wszystko, co jest związane z Wejherowem – pocztówki, zdjęcia, jak również dokumenty, które trafiają do mnie często dzięki moim przyjaciołom, znajomym oraz różnym kolekcjonerom na zasadzie wymiany. Czasem wydaję na nie niemałe pieniądze.
Cieszą mnie pamiątki z okresu międzywojennego, takie jak butelki z nadrukami, stare wieszaki, które jeszcze można znaleźć w szafach i inne przedmioty sygnowane nazwą Wejherowo lub Neustadt, która to nazwa była używana do 1920 roku i w okresie okupacji niemieckiej.
– Władze naszego miasta bardzo dbają o eksponowanie ważnych historycznie i atrakcyjnych miejsc, z myślą o mieszkańcach i turystach. Myślę m.in. o ekspozycjach w ratuszu, o Parku Miejskim, o Szlaku Nut Kaszubskich. Czy Pana zdaniem jest jeszcze coś, co można by ciekawie wyeksponować?
– Podoba mi się sposób upamiętnienia pani Reginy Osowickiej i myślę że takich ławek z postaciami powinno być więcej, na przykład ławka burmistrza Bolduana przy ratuszu, proboszcza Roszczynialskiego przy kościele farnym czy Jakuba Wejhera przy Kalwarii.
– Jest pan wejherowianinem od urodzenia. W jakiej części miasta spędził Pan dzieciństwo, do której szkoły pan chodził? Czy nadal mieszka pan w swojej dawnej dzielnicy?
– Jestem wejherowianinem od kilku pokoleń, ale czuję się obywatelem świata. 35 lat mieszkałem w centrum miasta, pod sąsiedzku ze Szkołą Podstawową nr 4 im Mikołaja Kopernika. Do szkoły średniej miałem niewiele dalej. Ulica była super, dawniej wszyscy się znali, przesiadywali na swoich lub nie swoich podwórkach i robili sobie nawzajem psikusy komu się dało. Od kilku lat mówię, że mieszkam na początku Wejherowa… albo na końcu, jak kto woli. Spokój cisza, fajna dzielnica. Do pracy w dużej prywatnej firmie w Bolszewie jeżdżę na rowerze przez całe miasto. Dzięki temu obserwuję obrzeża miasta, nie tylko jego centrum, widzę jak się zmieniają i robię zdjęcia. Zazwyczaj centra miast są fotografowane, a o okolicy wokół się zapomina. Tymczasem dzięki dokumentacji fotograficznej widać dokładnie zmiany, jakie tam następują.
– Czy ma Pan inne zainteresowanie, pasje? Jak Pan spędza wolny czas?
– Mam wiele pasji i nie raz łapię się na tym, że za dużo. Zbieram telefony komórkowe (ha ha) i kolekcjonuję kapsle, najlepiej z polskich browarów. Mam jeszcze kilka zainteresowań o których wiedzą wtajemniczeni, regularnie uzupełniający moje kolekcje.
Nie mam wolnego czasu i nie lubię wolnego czasu, ja wolę szybki czas kiedy coś się dzieje. Dużo czasu spędzam w terenie, na strychach i w piwnicach, szukając śladów historii miasta lub z żoną Anetą na rowerach przemierzamy Ziemię Kaszubską oraz w ciemno Europę wschodnią, która cały czas zaskakuje nas pozytywnie. Lubimy tam wracać.
Anna Kuczmarska