Rozmowa z Reginą Osowicką

Pisarka, publicystka, prelegentka, działaczka społeczna, znawczyni historii Wejherowa i zasłużonych mieszkańców miasta. Regina Osowicka skończyła niedawno 80 lat. To wspaniała okazja, aby porozmawiać o dorobku i planach jednej z najbardziej znanych wejherowianek.

– Trudno było się z Panią umówić. Jest Pani bardzo zajętą osobą.
– Owszem, zwłaszcza ostatnio odbyło się kilka uroczystości, podczas których odbierałam zaszczytne tytuły i odznaczenia. Poza tym pracuję nad książką, poświęconą Piaśnicy. Książka powstaje pod patronatem wójta gminy Wejherowo, Henryka Skwarło, a wydawcą będzie Urząd Gminy.
– To będzie kolejna publikacja o tragicznej historii Lasów Piaśnickich.
– Powstająca obecnie, jedenasta książka w moim dorobku, będzie popularnym i przystępnym dla czytelników kompendium wiedzy na temat kaźni piaśnickiej, w dodatku bogato ilustrowanym. W książce pod tytułem „Piaśnica oskarża” znajdą się m.in. unikatowe, nigdzie nie publikowane zdjęcia, m.in. z pierwszej pielgrzymki do Piaśnicy, zorganizowanej w 1946 roku tuż po ekshumacji ofiar hitlerowskiej zbrodni. Te fotografie zostały niedawno odnalezione i będą po raz pierwszy opublikowane.
– W ostatnich latach pojawiły się nowe informacje na temat tej zbrodni.
– Tak. Dlatego jeden z rozdziałów przygotowywanej książki zawierać będzie esej naukowy historyka, kustosza Muzeum Stutthof, Elżbiety Grot o stanie badań nad tą kartą historii. Znajda sią tam nowe nieznane szczegóły, a także wypowiedzi członków Rodziny Piaśnickiej. Zajmuję się tym tematem 60 lat. Często pytano mnie, czy straciłam tam kogoś z rodziny. Tak, w Piaśnicy zginął mój stryj, inż. Stanisław Osowicki, ale nie został zidentyfikowany.
– Czy dlatego jako bardzo młoda dziewczyna zainteresowała się Pani tragedią tysięcy zamordowanych pod Wejherowem mieszkańców Pomorza?
– Do działalności w Komitecie Piaśnickim wciągnął mnie Leon Prusiński, były więzień Stutthofu, długoletni kustosz Piaśnicy. Poza pisaniem na ten temat, wygłaszałam prelekcje, byłam też konsultantką filmu dokumentalnego w reżyserii Tadeusza Wudzkiego. Ten film, wyświetlany m.in. w kinie „Świt” cieszył się dużym zainteresowaniem.
– Ukazało się dotąd dziesięć Pani książek, bardzo różnych, ale zawsze związanych z naszym miastem. Które są dla pani najważniejsze?
– Zapewne „Bedeker Wejherowski”, który doczekał się trzech wydań, a także „Leksykon Wejherowian”. Nieco inny charakter mają takie tytuły jak „Moje Wejherowo”, „Wspomnienia” oraz ostatnia książka, wydana w tym roku, a zatytułowana „Wejherowski kalejdoskop”. Było jeszcze „Wejherowo w anegdocie”. Wszystkie wymagały ciężkiej pracy. Wiele historii, haseł w bedekerze czy anegdot napisałam z autopsji, ale do wielu innych docierałam poprzez mieszkańców miasta, m.in. szukając krewnych bohaterów wydarzeń sprzed wielu lat. W książce „Wejherowo w anegdocie” znalazło się około 170 anegdot. Zbierałam je przez dwadzieścia lat. Ta książka, która miała dwa wydania, jest przedłużeniem bedekerów.
– Wydaje się, że o naszym mieście napisała Pani już wszystko i wszystko Pani wie o Wejherowie. Czy jest temat, który chciałaby Pani podjąć w kolejnej książce?
– Z pewnością jest jeszcze kilka ciekawych tematów, ale ja myślę o jednym. Jeśli mi starczy życia, chciałabym jeszcze napisać o wejherowskich Powązkach, czyli starym cmentarzu przy ul. 3 Maja. To duchowy i historyczny skarb miasta. Spoczywa tam wielu zasłużonych, zacnych mieszkańców Wejherowa. Wiem dokładnie, gdzie są ich mogiły, mam ten cmentarz przed oczami, potrafię go odtworzyć w pamięci.
– Skąd taka dobra znajomość tego miejsca?
– Chodziłam tam w dzieciństwie z babcią. Czytałam napisy na nagrobkach i w ten sposób uczyłam się czytać! Można też powiedzieć, że w późniejszych latach uczyłam się historii rodzinnego miasta na grobach przodków. Tę wiedzę przez 25 lat starałam się przekazać młodzieży. Zapraszana przez szkoły na prelekcje, chodziłam z uczniami na groby zasłużonych wejherowian, pokazywałam ich zdjęcia, opowiadałam o ich życiu.
– Z młodzieżą pracowała Pani również jako nauczycielka.
– Owszem, byłam polonistką w wejherowskim liceum. Miałam dobry kontakt z uczniami, w czym pomagało mi zapewne poczucie humoru. Z młodzieżą spotykałam się potem podczas prelekcji, nie tylko na temat historii Wejherowa.
Prowadziłam na przykład lekcje savoir vivre, najczęściej w formie scenek. Nie wszyscy uczniowie wiedzieli, jak się zachować w różnych sytuacjach. Starałam się ich tego nauczyć.
– W pani zawodowej karierze dość długo zajmowała się Pani dziennikarstwem, pisząc m.in. w „Dzienniku Bałtyckim”.
– W tej znanej gazecie zadebiutowałam w wieku 16 lat. W czasie studiów na Uniwersytecie Wrocławskim dorabiałam do stypendium pisaniem do dwóch gazet. Interesowałam się kulturą, a zwłaszcza teatrem. Najbardziej pasjonowało mnie pisanie recenzji teatralnych. Współpracowałam nie tylko z „Dziennikiem”, pisując m.in. do „Rejsów”, ale też z „Kulisami”, „Przekrojem” i innymi tytułami prasowymi oraz z Radiem Gdańsk. Pisałam i opowiadałam nie tylko o kulturze. Tematy moich publikacji często dotyczyły naszego regionu, z którym jestem związana jako Kaszubka z dziada pradziada.
– Cały region objeżdżała Pani również z prelekcjami.
– Miałam spotkania w różnych miejscowościach ówczesnego województwa gdańskiego. Odbywały się one w klubach, bibliotekach lub świetlicach, ale jedno ze spotkań odbyło się w stodole, gdzie ukryliśmy się ze słuchaczami przed upałem. Wykładowi przysłuchiwały się zwierzęta, m.in. konie, raz po raz dając o sobie znać głośnym rżeniem.
– Czy to prawda, że nigdy nie czytała Pani prezentowanych tematów z kartki?
– Tak, bo zdecydowanie wolę mówić z głowy. Kartka więziłaby mnie, ograniczała.
– Znała pani osobiście wiele wybitnych i popularnych osób, m.in. artystów ludźmi. Skąd się wzięła długoletnia przyjaźń ze słynną Hanką Bielicką?
– Poznałyśmy się na planie filmowym we Wrocławiu, gdzie jako studentka statystowałam. To był film „Irena do domu”. Tam poznałam także Ludwika Sempolińskiego i Adolfa Dymszę. Przyjaźń z Hanką Bielicką przetrwała bardzo długo. Aktorka bywała u mnie, często dzwoniła. Niektóre znane osoby poznałam też podczas ich wizyt w Wejherowie, o czym piszę w moich książkach. Mieliśmy zaszczyt gościć w naszym mieście wiele wybitnych postaci.
– To pani odkryła, że był tu w latach pięćdziesiątych najbardziej znany i szanowany Polak, Jan Paweł II, wtedy jeszcze ksiądz Karol Wojtyła.
– Z tym odkryciem, z którego jestem dumna, wiąże się ciekawa historia. Zaczęło się od wizyty wejherowskiego chóru pod dyrekcją Marka Rocławskiego w Rzymie i audiencji u papieża Polaka. Chórzyści powiedzieli, że są z Wejherowa, a Ojciec Święty odparł „ Byłem tam w młodości”. To zdanie było dla mnie impulsem do poszukiwań, jak się okazało niełatwych i żmudnych. Obłożyłam się almanachami kościelnymi, ale nie znalazłam żadnych informacji. Wreszcie napisałam do Watykanu, do obecnego kardynała Dziwisza. Podjęłam taką próba, nie spodziewając się specjalnie odpowiedzi. Ogromnie się zdziwiłam, gdy wkrótce zadzwonił telefon i okazało się, że jest to telefon z Watykanu!
Kardynał Stanisław Dziwisz zadzwonił osobiście, zapewniając mnie, że „porozmawia z szefem”. Na koniec dodał: „My, dzieci kolejarzy musimy się trzymać razem…”. Dobrze się stało, że w moim liście zawarłam kilka informacji o sobie wraz ze wzmianką o moim tacie.
– Co było dalej?
– Po krótkim czasie zadzwonił jeszcze raz: „Szef powiedział, że to było w latach pięćdziesiątych, ale prosi żeby pani zadzwoniła do Danuty Ciesielskiej, która należała do studenckiego kręgu przy kościele św. Floriana”. Dzięki otrzymanemu wtedy numerowi telefonu dotarłam do pani Danuty, a także do wszystkich uczestników tej wycieczki. Długo ich szukałam, ale było warto. Dowiedziałam się do nich wielu ciekawostek i anegdot, opowiadali jak wanożyli po Kaszubach, nocowali na plebaniach, odwiedzali małe kościółki, ale również kalwarię Wejherowską i Piaśnicę. Podobno przyszły Ojciec Święty modlił się przy grobie kapłanów, a wszystko to działo się w czerwcu 1953 roku.
– Z tej historii wynika, że jest Pani wytrwała i uparta w docieraniu do informacji. Jakie inne cechy były Pani potrzebne, aby skutecznie mierzyć się z kolejnymi zawodowymi wyzwaniami?
– Najważniejsza jest pasja, a poza tym pracowitość, dociekliwoś
, komunikatywność, no i cierpliwość, bo w dochodzeniu do prawdy nie można się spieszyć.
– Pozostaje życzyć Pani cierpliwości i wytrwałości w tworzeniu kolejnej książki na temat Piaśnicy, a także kolejnej – o wejherowskich Powązkach. Z pewnością nie tylko ja będę czekać na tę publikację. Dziękuję Pani bardzo za rozmowę.

Zostaw komentarz

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.